wtorek, 3 lutego 2015

33. O urokach bezrobocia.

Tak, tak. Bezrobocie. Kochamy je miłością namiętną, pełna pasji. Kochamy tak mocno, że aż NIENAWIDZIMY Z CAŁEGO SERCA.

Zaliczam się do tego zacnego grona.

Wczoraj był mój dzień. Dzień Podpisu w UP. Dzień znienawidzony odkąd pamiętam. (nawet we własne urodziny raz kazali mi przyjść, powiadam wam zero szacunku do człowieka!)

Poszłam. Wchodzę tam raźnym krokiem, ochoczo pobieram bilecik z numerkiem i staję w kolejce. I czekam... I Czekam.... I CZEKAM...

Po 10 minutach, kobiecina odchodzi od biurka pani mi przydzielonej - niewiasty w kolorze blond. Przede mną jeszcze dwoje i znikąd pomocy. Poszła kolejna kobiecina... 20 minut później odeszła od biurka, podszedł pan. Ja stanęłam tak, by widzieć okno wychodzące na ulicę. Za mną kolejka. Patrzę znudzonym wzrokiem przez okno, przelatuję tymże wzrokiem poprzez twarz skupionej na papierach Niewiasty, zahaczam o plecy panam delikatnie o biurko i znów w okno.

Nagle, jak z zaświatów słyszę "Czy mogła by się pani cofnąć o dwa kroki w imię ustawy o ochronie danych osobowych."

Cofam się więc i myślę: "Jakież muszę mieć sokoli wzrok, skoro z odległości dwóch i pół metra miałabym zobaczyć co Niewiasta pisze drobnym maczkiem, którego przeczytać nie jestem w stanie siedząc... naprzeciw niej!". Mówcie mi od tej pory... SOKOLE OKO.

Ach, ach wreszcie moja kolej. Podchodzę znów ochoczym krokiem, siadam i cóż widzę?! Papiery tegoż pana, który właśnie odszedł od biurka. Niewiasta prawi "Niech pani usiądzie!". Czyżby w myślach dodała "i nie patrzy"? Siadam, papiery rozwalone, ba nie tylko tego człowieczka biednego który odszedł, ale również i innych! (W tym moja teczka). No leżą i czekają, aż ktoś je przeczyta. Chęć we mnie narasta, by dać upust papierkom i je przeczytać, ale przecież mi nie wolno. Powstrzymuję się więc na siłę. Staram się o nich nie myśleć, nie patrzeć. Skupiam wzrok na Niewiaście, która to już formułkę klepie.

-Czy widziała pani oferty pracy?
-(Nie, jestem debilem i nie patrzyłam, choć wiem, że będziesz pytać) Tak wczoraj przeglądałam.
-I?
-Jeśli mam być szczera nie znalazłam nic co, by mnie zainteresowało.
-No cóż... W jakich godzinach chce pani pracować (pyta o to po raz 4)
-Od rana do popołudnia najlepiej (powtarzam po raz 4)
-Jest jedna oferta, może panią zainteresuje. Potrzebują osoby do prowadzenia sklepu internetowego, głównie na allegro. (zaczyna mówić ciszej) Mają co prawda wymagania, ale spróbować można. (mówi jeszcze ciszej) Wymagania to: doświadczenie, choć piszą, że nie jest niezbędne (jeszcze ciszej), umiejętność pracy w grupie (i ciszej), odporność na stres... -i cóż tyle usłyszałam. Dostałam skierowanie do tej pracy, ale mam go użyć dopiero gdy mnie zaproszą na rozmowę. Wcześniej nawet mogę nie wspominać, że takowe mam.

Przechodząc dalej Niewiasta dała mi do zrozumienia, że mogę nie liczyć nawet na rozmowę kwalifikacyjną. Jednak złożyć mogę/powinnam/muszę.

-Chciałabym również złożyć papiery na szkolenie.
-Jakie?! (wzrok pt. "o kobieto! pomaż sobie)
-Szkolenie X oraz Y.
-Dobrze niech pani złoży na dzienniku podawczym, ale szkolenia jeśli ruszą to dopiero w marcu, kwietniu lub maju.
-Tak wiem, co roku tak jest, nieprawdaż?
-Tak, tak. (Kobieta w szoku, że ja wiem, choć nie powinnam)

Potem nastąpiła papierologia. Tu podpis, tam podpis, tu kółeczko, tam... podpis... I poszłam!