środa, 23 września 2015

Jesień pani droga. Jesień.

Tytuł z dupy, to i post z dupy.
Żyje. Jeszcze. Ale co to za życie.
Nic się nie zmieniło. Nadal ta sama bieda.
W sumie miałam mieć notkę o "czymś" a wyszła o niczym. Znowu.
Nie mam nerwów chyba już do niczego.
Nic to. Życie.
Mam ochotę tupnąć nóżką, odwrócić się na pięcie i odmaszerować w siną dal.
O! To jest myśl. Jeszcze krzyknę sobie, popłaczę, nie.... będę wyć(!) i rwać włosy z głowy.
Dlaczego? A no dlatego, że znowu zostałam potraktowana jak rzecz. Miałam o tym nigdzie nie pisać, ani nikomu nie mówić, bo takie sprawy to w moim życiu są już na porządku dziennym. No, ale chyba jednak muszę, więc się wygadam, a raczej wypisze.
Może jednak zacznę od pseudo początku...Września.
Wyobraźcie sobie, że we wrześniu zaczyna się szkoła. Co oznacza koniec wakacyjnej laby dla Pierworodnego, a dla mnie koniec posiadania dziecka 24h/dobę 7 dni w tygodniu. Nie zaprzeczę, był moment w wakacje, że odliczałam dni gdy moje dziecko na te parę godzin zniknie z mego życia i będę miała WOLNE. Jak przyszło co do czego wróciła moja strona zaborczej matki, która nie odda dziecka. Jednak oddała, bo musiała. I tym oto sposobem Pierworodny Mój chodzi od trzech tygodni do drugiej klasy szkoły podstawowej. ZGROZA! Powiadam Wam. Codziennie zadanie, już mieliśmy jeden wierszyk do nauczenia, dwie czytanki i dziś dostaliśmy całą listę lektur na ten rok. Żeby było zabawniej Przyjaciel Pierworodnego usłyszał od pani bibliotekarki, że nie dostanie ŻADNEJ książki z tegorocznych lektur, ponieważ (i teraz uwaga) nie przeczytał wszystkich lektur z roku poprzedniego. WTF?! Pora wykorzystać kartę w Miejskiej Bibliotece...
To jeszcze nic. (całkowicie pominę wydatki związane z rozpoczęcie roku szkolnego)
Wrzesień to także czas moich urodzin. Ogólnie ich nie lubię, bo zawsze są zjebane. Te pobiły na kolana wszystkie poprzednie. Gorszych nie pamiętam. Kto mi złożył życzenia? Mama, koleżanki (w tym Prze-Ciążona :* ) i siostra, ale ona to akurat po rozmowie z mamą się ogarnęła, że przecież mam urodziny - święto lasu. Łaskawie wysłała sms. Kto mi dał prezent? Koleżanka. Jedna koleżanka, która nawet nie musiała mi nic dawać.
Mamę rozgrzeszam - jest daleko, jakby mogła to by dała. Siostra - najwyraźniej za mało wolontariatu odbębniłam przy Karpiku. No i przecież wcale nie dałam jej sukienki na urodziny. Bo po co. Pan Ojciec - sklerozę ma, dzień po urodzinach przypomniałam mu o nich. Przeprosił w sumie i stwierdził, że fajnie, że mu piwo kupiłam.... Faceci...
Co więcej? Dowiedziałam się, że jestem zimną suką. Dlaczego? Bo nie chce się puścić z jednym kolegą kolegi koleżanki kumpeli kuzynki kumpla mojego znajomego. Fajnie nie? Ale jak coś to dziwką też jestem. Nie okłamujmy się - jestem złem wcielonym. Wiedźmą, co to zmusiła Fistaszkowego exa swego do zostawienia jej z dzieckiem. O ja niedobra. Miał 15 dzieci, każde z innym, te po Pierworodnym nawet mają opcje niewidzialności.
A tak serio. Znowu zostałam zmieszana z błotem przez kogoś kogo ledwo znam. Bo widzicie jest taki chłopak, nazwijmy go "Ruchaczkiem". Sama nazwa wskazuje, że rucha co podleci. O tym fakcie wiedzą wszyscy wspólni znajomi.
Parę dni temu (bo przecież wrzesień nie jest jeszcze dość zjebany) spotykam koleżankę, która mówi mi jakiego to ma cudownego męża i w ogóle sratatatata. Słucham jednym uchem bo aż mnie mdli od wypływających z niej słodyczy pod adresem faceta, który wygląda gorzej niż siedem nieszczęść. No, ale dla niej jest mega przystojny. Ok, miłość oślepia i otumania. Koncertowo. Przestałam jej w sumie słuchać jak to zaczęła mi opowiadać o swym pożyciu seksualnym. (a uwierzcie mi zaczęła i to dość dosadnie i ze szczegółami - ble). Nagle dochodzi do pytanie z jej strony "a jak tam Twój seks?". Trochę mnie podkurwiła, bo sorry ale nie Twoja brocha czy mam kogo pobzykać, czy też zadowalam się sama, czy jednak ogólnie mam wyjebane. Jednak odpowiadam zgodnie z prawdą, że jestem sama. I słucham, że jak to sama, a dziecko? Sklerozę ma kolejna, przecież wiedziała, że sama dziecko na ludzi wyprowadzam. A moje potrzeby? A chociaż gole się tam, na dole? Wstałam z zamiarem powiedzenia jej zaprawionego komplementami i sporą ilością przecinków "do widzenia". Nie dane mi było. Wpadła na genialny pomysł, że ona mnie wyswata. Mówiła na tyle głośno, że ludzie na nas zaczęli patrzeć. Mówiła o swych znajomych, oczywiście wszyscy "superaśni". I co? Wpadła na pomysł, że umówi mnie (nie pytając mnie o zgodę) z najlepszym przyjacielem swego mężusia (och, ach, rzygam). Kim był owy przyjaciel? Ruchaczek! Tak! Zgadłyście! (tylko kobieta dotrwa do tego momentu) Wyciąga telefon i DZWONI. Rzucam się z mordą i łapami by a) opierdolić nadpobudliwą idiotkę b) wyrwać ten jebany telefon i jebnąć nim o chodnik. Nie wzięłam pod uwagę, że to coś jest takie szybkie na tych pieprzonych szpileczkach!
Dodzwoniła się, gada, ba podaje moje imię i nazwisko, chce wysłać mój nr telefonu. Ja się drę w jej stronę już odchodząc, żeby sobie darowała, a jak będzie wydzwaniał ten idiota to zgłoszę nękanie na policje. Nic nie zrobią - wiadomo, ale może podziała na niego i sobie daruje.
Nie zadzwonił. Dzięki Ci o panie w niebiesiech!
Gorzej. Przyszedł jej mąż i Ruchaczek... Czekali, aż odprowadzę Pierworodnego do szkoły, by go zareklamować i najlepiej bym dała się zaciągnąć o w te, własnie te krzaczki. W koło pełno ludzi, ale podchodzą ochoczo. Mówią jaka to ja nie jestem boska i zgrabna i w ogóle. Bleeeee. Mówię im grzecznie i spokojnie, że nie jestem, nie byłam i nie będę zainteresowana spotkaniem z Ruchaczkiem, ponieważ wiem, co nieco o nim i nie szukam tego w facecie. Zostaje namawiana, by może jednak skorzystać. Nikt mi - samotnej matce pod 30stke, nie mającej pracy i własnego mieszkania - nie będzie już chciał dogodzić. Że to łaska i powinnam się cieszyć. Powtarzam wciąż grzecznie - NIE. To może trójkącik? I w dupkę i usta, żebym nie zaciążyła? ŻE KURWA JA PIERDOLE CO?! Odpowiedziałam, już niezbyt miło i z ozdobnikami że NIE. Odeszłam.
Nie minęły 3h jak dostaje parę smsów, że jestem dziwką i zimną suką. Że chłopak (tak, Ruchaczek) się we mnie od lat kocha (ha ha ha dobre), a ja go tak potraktowałam! Jak mogłam?! Co ze mną jest nie tak? Już się nie dziwią, że jestem sama. Sama też zostanę. Biedny mój syn, ma dziwkę i sukę zarazem za matkę. WSTYD!
Nie, nie od niego. Od wspólnych znajomych. Którzy mnie znają dłużej niż jego.
Po paru dniach moje kontakty w telefonie uszczupliły się z rozmiaru XL na rozmiar XXS. Smsy kasowałam zaraz po przeczytaniu. Telefony blokowałam, jeśli zaczynały się od słów "Ty zdziro/suko/kurwo/dziwko..."
Teraz kontakty mogę policzyć na placach dwóch rąk i jednej stopy. Fajnie, nie?

Wrześniu... WYPIERDALAJ!

P.S. A jednak się rozpisałam.
P.S.2 Tak wygląda moje życie. Nie jest to fikcja literacka, oj nie. Tak jest i było. I pewnie będzie. Z moim szczęściem....