środa, 8 kwietnia 2015

36.Jestę suką

Taaaa, od czego by tu zacząć... może od początku? No to jedziemy...

Na początku był CHAOS... Nie no, dobra, bez jaj!

Jakiś czas temu lasencje z mej tajnej grupy (wciąż się jaram tajnością) na popularnym portalu społecznościowym zachęciły mnie do założenia konta na jakże popularnym portalu randkowym. No to założyłam. Dziewczynki przekonywały mnie, że tam „na pewno kogoś poznam”, w końcu parę z nich znalazło tam drugą połówkę. Ja śmiałam się, że testa zrobię. Pewnie nikt fajny nie napisze do mnie!. Zresztą nawet jeśli to co to za rozmowa, skoro dziennie ma się jedną wiadomość do wysłania?

Pisali... nawet. Szkoda tylko, że to jakieś dzieci były, albo obleśne typki proponujące mi seks „nie z tej ziemi”. Nie no błagam, z czym do ludzi? Choć zawsze może być gorzej. Wyzwisk tym razem nie było.
W końcu napisał ktoś w miarę interesujący. Jednak, że ja już w planie miałam pójście spać odpisałam podając mail. Raczej z serii „najwyżej go spławię jak jakiś palant”. Prawdą jest, że jako jedyny nie napisał jak do taniej dziwki. Samo to miało swoje plusy. Ewidentnie też przeczytał opis, skoro prawidłowo do niego nawiązał. Brawa. Masz szansę.

Maili było parę, pisało się dobrze. Przeskoczyliśmy na wspomniany wcześniej portal społecznościowy i nadal pisało nam się dobrze, a nawet można rzec świetnie. Humor w moim guście, powiedzonka też, brak słodzenia mi, w jakimś stopniu polubiłam gościa.

Po kolejnych dniach rozmów przyszła pora na pytania o spotkanie. Nie przeczę, sama już nawet myślałam czy nie spytać wprost. Nie musiałam, sam zaproponował.

Spotkań było parę, rozmowy naprawdę superowe. Ba! Nawet na twarzo-książce oznaczyliśmy się jako para i tak się zachowywaliśmy (w każdym możliwym znaczeniu, on bardziej niż ja w sumie).

Ten związek zakończyłam ja. Dlaczego? Cóż powodów jest parę i co bardziej wtajemniczone osoby wiedzą. Jednak powód najważniejszy był jeden: nic do niego nie czułam, nie czuję i nie poczuję. Ot, tylko tyle i aż tyle.

Jestem suką z tego powodu, że cała ta sprawa po mnie spłynęła. Całkowicie. Nie czuję nic, choć moim skromnym zdaniem powinnam. Czy jest mi smutno? Nie. Żal? Nie. Złość? Nie. Zawód? Nie. Szczęście? Nie.

No kurde NIC.

Dziś miałam Karpika i ogólnie zazwyczaj czuję się dwojako. Cieszę się, że go mam i lekko złoszczę, bo jednak w jakiś sposób czuję się wykorzystywana pomimo, że to mój siostrzeniec. A dziś? NIC.
Dzień w dzień mam takie uczuciowe otępienie.

Jedyna osoba, która wzbudza JAKIEŚ emocje to mój Pierworodny. I nikt więcej.


P.S. Z tego wszystkiego już nawet nie mam ochoty na kolejne dziecko. To dopiero jest chore.

Nie ma, że boli.

1 komentarz:

  1. Bo tak zazwyczaj jest, to jest chore. Wszystko jest super, wszystko zajebiście. I On jest zajebisty - i wszystko zajebiste, ale nie - dziękuję.
    Nigdy tego nie zrozumiem, a sama tak nie raz miałam.

    OdpowiedzUsuń