Nie,
nie będzie to notka o jakże „popularnym” serialu nadawanym
przez pewną telewizję. Przykro mi. Może innym razem. ;)
Notka
będzie opowiadać o pewnej kradzieży. Z góry zaznaczam, że osoba
o której będzie mowa nie zna adresu bloga, toteż nie poczuje się
urażona, a ja będę mogła to wreszcie wyrzucić z siebie (no
dobra, po raz kolejny).
Zostałam
okradziona. Nie ukradziono mi pieniędzy (bo ich nie mam),
niesamowicie dobrego sprzętu audio/video/what ever (też nie
posiadam). Zostałam okradziona z czegoś co znaczy dla mnie o wiele
więcej niż wymienione wcześniej rzeczy. Ukradziono mi książkę.
Chyba
już każdy zauważył, że na punkcie książek mam lekkiego hopla.
To fakt, nie zamierzam zaprzeczać. Uwielbiam widzieć książki na
półkach, dotykać stron i wąchać (tak! Wąchać!) je. Nowoczesne
wynalazki typu e-book reader'y czy inne kinddle (czy jak to tam się
nazywa) niech się schowają! Nie mają w sobie tej magii. Książka
to jest to! Z przykrością muszę stwierdzić, że nie zawsze na
książkę mnie stać, dlatego zmuszam się do czytania e-booków.
Jest mi z tym źle. Powinnam iść na terapię? ;P
Jestem
dumną posiadaczką ponad 200 książek (choć jak dla mnie to bardzo
mało). I niesamowicie mnie irytuje, złości i smuci fakt, że od
tej mojej cudownej liczby muszę odjąć tę jedną pozycję, bardzo
dla mnie ważną. Widzicie zguba nie tylko jest moją książką
(książki traktuję jak dzieci, moje, nie oddam!), ale mam też
pewien sentyment do niej. Otóż tą książkę dostałam od ojca
(ani mi się waż pisać „córeczka tatusia”!), a on z kolei
dostał ją od swojego ojca (i to jest najważniejsze). Dziadka już
z nami nie ma, ta książka była jedną z pamiątek po nim. Taką w
100% moją pamiątką, która za parę(naście) lat miała powędrować
do mojego Pierworodnego. Zaczynacie rozumieć? Na samą myśl, że
książki mogę nie odzyskać łzy same mi się cisną do oczu (tak
opłakuję książkę i jakby nie patrzeć dziadka również).
Posiadam inne pamiątki po nim, ok, ale to nie są książki.
W
międzyczasie oświecę o jaką książkę chodzi. „Hobbit”
J.R.R. Tolkien.
Wiem,
kto mi ją ukradł, ale ta osoba wypiera, że książkę pożyczała.
Jestem tym niemiłosiernie wkurzona. Pamiętam, jak przyszła z
prezentem dla Pierworodnego na Dzień Dziecka. Pamiętam jak sama
mówiła, że chciałaby tą książkę przeczytać przed wejściem
do kin kolejnej części filmu na podstawie (choć nie do końca) tej
książki. Mówiła, że musi sobie kupić, ale póki co nie bardzo
ma za co. Stwierdziłam, że mogę jej pożyczyć, a jak kupi to
odda, ale że ma uważać, bo to pamiątka dla mnie bardzo ważna.
Zgodziła się, wzięła, podziękowała. I tyle widziałam tą
książkę.
Nie
wiem co jest gorsze, że wypiera? Że to osoba, której ufałam? Że
to osoba mocno wierząca, która twierdzi wszem i wobec, że nie
kłamie i nie kradnie? Która całym jestestwem stara się pokazać,
że jest dobra nie wymagając niczego w zamian (nawet dziękuję)?
Osoba która jest matką chrzestną Pierworodnego.
Źle
mi z tym. Niestety nie mam dowodu, że książkę moją ma (prócz
tego, że WIEM że ją ma). Byłam już u niej, patrzyłam na półki
i fakt nie było. Jednak od innej koleżanki dowiedziałam się, że
ona i jej mama również pożyczały jej rodzinie książki i nie
dostali ich z powrotem (zamotałam?). Trzymane są w pawlaczu,
szafach (?! O.o) i (o zgrozo!) w piwnicy. Tak, te pożyczone. Nie
pójdę i nie zacznę wywalać książek z szaf czy z pawlaczy. Bez
przesady, aż taka nie jestem. A szkoda.... :(
Od
tamtej pory nie pożyczam już książek. Niech się wszyscy cmokną.
Dopóki "Hobbit" do mnie nie wróci, niech nikt nie dotyka mojej
własności. Utnę łapska i obedrę ze skóry. O.
A
teraz trochę przesady, by notka nie była aż tak dołująca (choć
i tak zdołowana jestem i co gorsza w jakiś sposób myślę właśnie
tak: )
Mój
intelekt został zgwałcony poprzez tą kradzież. Czuję się
wykorzystana w sposób niecny i niegodny. Czuję się brudna. Czuję
się jak łatwa dziwka.
Amen.
Nie
ma, że boli.
Kiedyś pożyczyłam książkę koleżance, nie kwapiła się aby ją oddać, wcale. Co miałam powiedzieć? oddaj bo lubię patrzeć jak wszystkie moje książki są na miejscu, u mnie w domu ? Oddała po półtorej roku. Książka poplamiona kawą (chyba chciała ratować sytuację i wycierać plamę mokrą ścierką), tłuste plamy na kartkach. Kurwicy takiej dostałam, że skoro NIE jej, to niech szanuje. Od tamtej pory nie ma mowy o pożyczaniu, czegokolwiek. Nauczyłam się już tego, że obojętnie co komu pożyczę, to nigdy nikt nic do mnie nie wróci. Gdybym miała spisać listę rzeczy "pożyczonych-nieoddanych" wyszła by spora lista. Smutno mi się zrobiło.
OdpowiedzUsuńWybacz, że napisałam dołującą notką. Sama liczę na to, że więcej nie będę musiała.
UsuńA Twoja koleżanka też ci... się nie za ładnie zachowała.
Jak zobaczyłam tytuł notki to myślałam, że ja Cię zainspirowałam (bo dziś ja pytałam "dlaczego ja").
OdpowiedzUsuńJa mogę rozweselić te notkę komentarzem, który mimo, że zabawny jest całkiem na serio. Mi ukradziono (DOSŁOWNIE) książkę. "Karolcie" tą od zielonego koralika. Jeszcze w podstawówce ukradło mi kuzynostwo. Była to jedna z moich pierwszych książek. Obecnie lubię wracać do literatury lekkiej i żenującej i chciałam sobie znów "Karolcię" przeczytać... i zrobiło mi się przykro... nie... w zasadzie nie przykro. Znowu się zdenerwowałam, że zabrali moją rzecz. A przecież nie będę kretynką i nie będę kupowała teraz lektury z podstawówki żeby sobie przypomnieć... i nie musiałabym gdyby stała na półce...
Kupiłabym Ci, ale nie mam za co. :/
UsuńNie warto:) Ale dziękuję.
UsuńPrzykro mi bardzo. Najgorsze, że nic nie można zrobić. Też kiedyś ktos mi cos zabrał i nigdy nie oddał. Wiem jak boli:(
OdpowiedzUsuńZa każdym razem kiedy ona pisze do mnie smsa z pytaniem: "co słychać?" ja odpisuję "SZUKAM MOJEJ KSIĄŻKI" prędzej czy później podejmie temat, ona już taka jest. Co ciekawsze, inna koleżanka pamięta, że mówiłam jej o tym, że tą książkę pożyczyłam chrzestnej syna. Także... jest świadek. ;)
Usuń