środa, 7 stycznia 2015

28. Dlaczego ja?

Nie, nie będzie to notka o jakże „popularnym” serialu nadawanym przez pewną telewizję. Przykro mi. Może innym razem. ;)

Notka będzie opowiadać o pewnej kradzieży. Z góry zaznaczam, że osoba o której będzie mowa nie zna adresu bloga, toteż nie poczuje się urażona, a ja będę mogła to wreszcie wyrzucić z siebie (no dobra, po raz kolejny).

Zostałam okradziona. Nie ukradziono mi pieniędzy (bo ich nie mam), niesamowicie dobrego sprzętu audio/video/what ever (też nie posiadam). Zostałam okradziona z czegoś co znaczy dla mnie o wiele więcej niż wymienione wcześniej rzeczy. Ukradziono mi książkę.

Chyba już każdy zauważył, że na punkcie książek mam lekkiego hopla. To fakt, nie zamierzam zaprzeczać. Uwielbiam widzieć książki na półkach, dotykać stron i wąchać (tak! Wąchać!) je. Nowoczesne wynalazki typu e-book reader'y czy inne kinddle (czy jak to tam się nazywa) niech się schowają! Nie mają w sobie tej magii. Książka to jest to! Z przykrością muszę stwierdzić, że nie zawsze na książkę mnie stać, dlatego zmuszam się do czytania e-booków. Jest mi z tym źle. Powinnam iść na terapię? ;P

Jestem dumną posiadaczką ponad 200 książek (choć jak dla mnie to bardzo mało). I niesamowicie mnie irytuje, złości i smuci fakt, że od tej mojej cudownej liczby muszę odjąć tę jedną pozycję, bardzo dla mnie ważną. Widzicie zguba nie tylko jest moją książką (książki traktuję jak dzieci, moje, nie oddam!), ale mam też pewien sentyment do niej. Otóż tą książkę dostałam od ojca (ani mi się waż pisać „córeczka tatusia”!), a on z kolei dostał ją od swojego ojca (i to jest najważniejsze). Dziadka już z nami nie ma, ta książka była jedną z pamiątek po nim. Taką w 100% moją pamiątką, która za parę(naście) lat miała powędrować do mojego Pierworodnego. Zaczynacie rozumieć? Na samą myśl, że książki mogę nie odzyskać łzy same mi się cisną do oczu (tak opłakuję książkę i jakby nie patrzeć dziadka również). Posiadam inne pamiątki po nim, ok, ale to nie są książki.

W międzyczasie oświecę o jaką książkę chodzi. „Hobbit” J.R.R. Tolkien.

Wiem, kto mi ją ukradł, ale ta osoba wypiera, że książkę pożyczała. Jestem tym niemiłosiernie wkurzona. Pamiętam, jak przyszła z prezentem dla Pierworodnego na Dzień Dziecka. Pamiętam jak sama mówiła, że chciałaby tą książkę przeczytać przed wejściem do kin kolejnej części filmu na podstawie (choć nie do końca) tej książki. Mówiła, że musi sobie kupić, ale póki co nie bardzo ma za co. Stwierdziłam, że mogę jej pożyczyć, a jak kupi to odda, ale że ma uważać, bo to pamiątka dla mnie bardzo ważna. Zgodziła się, wzięła, podziękowała. I tyle widziałam tą książkę.

Nie wiem co jest gorsze, że wypiera? Że to osoba, której ufałam? Że to osoba mocno wierząca, która twierdzi wszem i wobec, że nie kłamie i nie kradnie? Która całym jestestwem stara się pokazać, że jest dobra nie wymagając niczego w zamian (nawet dziękuję)? Osoba która jest matką chrzestną Pierworodnego.

Źle mi z tym. Niestety nie mam dowodu, że książkę moją ma (prócz tego, że WIEM że ją ma). Byłam już u niej, patrzyłam na półki i fakt nie było. Jednak od innej koleżanki dowiedziałam się, że ona i jej mama również pożyczały jej rodzinie książki i nie dostali ich z powrotem (zamotałam?). Trzymane są w pawlaczu, szafach (?! O.o) i (o zgrozo!) w piwnicy. Tak, te pożyczone. Nie pójdę i nie zacznę wywalać książek z szaf czy z pawlaczy. Bez przesady, aż taka nie jestem. A szkoda.... :(

Od tamtej pory nie pożyczam już książek. Niech się wszyscy cmokną. Dopóki "Hobbit" do mnie nie wróci, niech nikt nie dotyka mojej własności. Utnę łapska i obedrę ze skóry. O.

A teraz trochę przesady, by notka nie była aż tak dołująca (choć i tak zdołowana jestem i co gorsza w jakiś sposób myślę właśnie tak: )

Mój intelekt został zgwałcony poprzez tą kradzież. Czuję się wykorzystana w sposób niecny i niegodny. Czuję się brudna. Czuję się jak łatwa dziwka.
Amen.



Nie ma, że boli.

7 komentarzy:

  1. Kiedyś pożyczyłam książkę koleżance, nie kwapiła się aby ją oddać, wcale. Co miałam powiedzieć? oddaj bo lubię patrzeć jak wszystkie moje książki są na miejscu, u mnie w domu ? Oddała po półtorej roku. Książka poplamiona kawą (chyba chciała ratować sytuację i wycierać plamę mokrą ścierką), tłuste plamy na kartkach. Kurwicy takiej dostałam, że skoro NIE jej, to niech szanuje. Od tamtej pory nie ma mowy o pożyczaniu, czegokolwiek. Nauczyłam się już tego, że obojętnie co komu pożyczę, to nigdy nikt nic do mnie nie wróci. Gdybym miała spisać listę rzeczy "pożyczonych-nieoddanych" wyszła by spora lista. Smutno mi się zrobiło.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wybacz, że napisałam dołującą notką. Sama liczę na to, że więcej nie będę musiała.
      A Twoja koleżanka też ci... się nie za ładnie zachowała.

      Usuń
  2. Jak zobaczyłam tytuł notki to myślałam, że ja Cię zainspirowałam (bo dziś ja pytałam "dlaczego ja").
    Ja mogę rozweselić te notkę komentarzem, który mimo, że zabawny jest całkiem na serio. Mi ukradziono (DOSŁOWNIE) książkę. "Karolcie" tą od zielonego koralika. Jeszcze w podstawówce ukradło mi kuzynostwo. Była to jedna z moich pierwszych książek. Obecnie lubię wracać do literatury lekkiej i żenującej i chciałam sobie znów "Karolcię" przeczytać... i zrobiło mi się przykro... nie... w zasadzie nie przykro. Znowu się zdenerwowałam, że zabrali moją rzecz. A przecież nie będę kretynką i nie będę kupowała teraz lektury z podstawówki żeby sobie przypomnieć... i nie musiałabym gdyby stała na półce...

    OdpowiedzUsuń
  3. Przykro mi bardzo. Najgorsze, że nic nie można zrobić. Też kiedyś ktos mi cos zabrał i nigdy nie oddał. Wiem jak boli:(

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za każdym razem kiedy ona pisze do mnie smsa z pytaniem: "co słychać?" ja odpisuję "SZUKAM MOJEJ KSIĄŻKI" prędzej czy później podejmie temat, ona już taka jest. Co ciekawsze, inna koleżanka pamięta, że mówiłam jej o tym, że tą książkę pożyczyłam chrzestnej syna. Także... jest świadek. ;)

      Usuń