poniedziałek, 12 stycznia 2015

30. O mój boże! Mój sąsiad nie żyje!

Rzecz będzie o moim „ukochanym” sąsiedzie. Tak, tym z góry. Każdy jeden dialog rozegrał się w mojej głowie.

Pierwszy weekend miesiąca – cisza.
Myślę sobie:
-No tak. Sylwestra odsypia.
-Jak trzeba to trzeba, a Ty się babo ciesz, bo wreszcie nie puszcza tej swojej pseudo muzyki i nie prostuje Ci fałd na mózgu.

Tydzień trwa – cisza prawie jak makiem zasiał. Tylko pies ujada od czasu do czasu, no ale taka rola psa. Ani się sąsiad nie zatłucze, ani nie ryknie, ani nie odbierze telefonu.
-No jakby go nie było!
-Pewnie w pracy siedzi.
-Biedny ten pies, cały dzień sam.
-Biedny, biedny. Jaki pan taki cham!

Weekend nr 2.
Piątek – cisza.
Sobota – cisza jeszcze większa.
Niedziela wieczór – CISZA aż uszy bolą.
-O mój boże! Mój sąsiad nie żyje!
-Eeee tam, od razu że nie żyje. Wyjechał gdzieś!
-No mówię Ci, że nie żyje! Psa by nie zostawił!
-Nie dajmy się zwariować. Może tyko chory to i imprezy nie robi. Ciesz się, mówię Ci. Cisza taka cudowna. Szczególnie po tym co odstawiał w starym roku.
-No cisza cudna, to fakt. Ale co jak nie żyje?!
-Żyje, przestań kurna świrować wariatko jedna! Pies jest, to żyje.
-A może nie żyje i ten pies go teraz zżera?!
-Co ja z Tobą mam! Skaranie boskie! Żyje. Wyszedł, chory, albo cholera wie. Żyje!! Rozumiesz?!
-Oj no dobra. Niech będzie. Żyje. Tylko wiesz, jakby nie żył to byłby ktoś nowy.
-Aaaa do tego zmierzasz! To co innego. Nie żyje, masz rację! Zdechł, a pies go pożera. Raz paluszek, raz policzek. A co mu tam. Żarcie jest, jest dobrze. Woda z klopa też jest. Przeżyje jeszcze trochę. No to sobie poczekamy na nowych. Już bliżej niż dalej!
-Widzisz jak my się rozumiemy!

Dzień dzisiejszy.
Wstaję rano, wchodzę do kuchni, wstawiam wodę na kawę i przypadkiem coś ściąga moją uwagę. Coś za oknem. Patrzę więc zaspanymi oczami. Dwoi się i troi. Dobra, ostrość jest. Patrzę, a tam.... sąsiad z psem.
-Czyli jednak żyje?
-Aha. Niestety.
-Jak pech to pech.


Nie ma, że boli.

7 komentarzy:

  1. Zostałam paskudnie wkręcona. Byś się wstydziła. Najpierw przestraszyłaś mnie Ty, a potem On. Położyłam go na brzuchu. Zasnął. Kontroluję więc sen coby się nie udusił i widzę krew. Krzyczę, podnoszę do góry, oglądam, a ten zdziwiony. Nic dziwnego, że zdziwiony bo krew na białym, rozłożonym rożku była sumą kropek. Pieczątkował tkaninę rozdrapaną krostą uczulenia.
    Dzięki!

    OdpowiedzUsuń
  2. Uśmierciłaś sąsiada, Pani sąsiadko! Ale widzisz, brakowało by Ci go, już ta cisza Ci przeszkadzała :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Iksina! Ty mi tu nic nie sugeruj! Ja tu się cieszę (pomieszane z lekkim zaskoczeniem, wstrząśnięte z przerażeniem, podane z limonką i lodem) tą ciszą. Mogę czytać, mogę myśleć, mózg znów się pofalował. Ach, co za radość. A ten się objawia... no błagam za jakie grzechy?!

      Usuń
    2. Powrócił specjalnie dla Ciebie, jeszcze nadrobi tą ciszę, którą Ci podarował (może spóźniony prezent z okazji Świąt? ) :D

      Usuń
    3. To niech mi da na walentynki prezent (choć raz w życiu bym dostała) i niech się wyprowadzi. :D

      Usuń
  3. Szanowna Ritto zostałaś nominowana do Liebster Blog Award (szczegóły u mnie) :D

    OdpowiedzUsuń