poniedziałek, 8 grudnia 2014

21. O mężczyznach i kobietach słów kilka.

Mam wrażenie, że po moich niezbyt udanych związkach powinnam nawet milczeć. Jednak jakoś się tak dzieję, że znajomi wiecznie do mnie przychodzą po związkowe porady i ufają mi na tyle, by się zwierzyć i zaufać temu „co ja bym zrobiła”. Nie uważam się za jakieś guru. Nie jestem nim, ale może czasem trzeba spojrzeć z boku?

Najczęstszym problemem o jakim słyszę jest brak komunikacji. Objawia się on następująco:

Koleżanka:- Znowu wrócił z pracy, siadł przed telewizorem z piwem i ogląda. Ja cały dzień w domu siedzę, tylko z dziećmi, ani ust nie mam do kogo otworzyć i pogadać na jakieś poważniejsze tematy, ani się dzieckiem nie zajmie, ale wymaga by obiad był podany, uprasowane i uprane, sprzątnięte i by była cisza. Czasu dla siebie też nie mam. Trafi mnie!

Ja:- Mówiłaś mu, że potrzebujesz chwili dla siebie, że byłoby miło oglądnąć wspólnie jakiś film, jak dzieciaki będą już spać, albo że dzieci chcą się z tata pobawić?

Koleżanka:- No nie, ale przecież to wiadome!

Ja:- Wcale nie, idź pogadaj. I pamiętaj, że on też człowiek i odpocząć musi po pracy.

Po czym następuje rozmowa między małżonkami/partnerami i przychodzi do mnie z kolei kolega:

Kolega:-Ja nie wiem czego ta kobieta ode mnie oczekuje. Zrobiła mi awanturę, że czasu z nią i z dziećmi nie spędzam, że ona nie ma dla siebie czasu, że pogadać nie ma z kim. Jak wracam z pracy to jestem zmęczony, muszę odpocząć, napić się piwka...

Brzmi znajomo?

Ja:- Powiedz mi, ale tak szczerze kiedy ostatni raz bawiłeś się z dziećmi, albo kiedy po powrocie do domu nie siadłeś przed tv z piwem, tylko porozmawiałeś z żoną? Albo choć spytałeś jak minął dzień? Nie pytam nawet kiedy oglądaliście coś razem, bo pewnie wieki temu.

Kolega:- No dawno.

Ja:- Właśnie. Ja wiem, że pracujesz ciężko, żeby było za co żyć. Rozumiem, serio. Tylko pomyśl, zawsze masz wszystko wyprane i wyprasowane. Obiad podany. Piwo w lodówce, więc ktoś na zakupach był. Czysto jest? Jest. Dzieciaki zdrowe i uśmiechnięte, jak tata wraca siedzą cicho. Ja wiem, że Ty nie wiesz ile to tak naprawdę jest roboty, szczególnie z dwójką dzieci. Jeszcze żeby choć jedno było w przedszkolu czy szkole, byłoby mniej roboty. Pomyśl, że Twoja żona też jest na etacie, tyle że w domu. Jednak gdy Ty jedziesz do pracy z kanapkami zapakowanymi ładnie do torby, ona już jest na nogach. Ona wstała wcześniej, znając ją nawet poleciała do sklepu po świeże bułki, żebyście mieli jeszcze ciepłe. Zrobiła śniadanie, obudziła dzieci, ubrała, podała Ci kawę. Potem Ty wyszedłeś i zostawiłeś ją samą z dzieciakami i kto wie czym jeszcze w planach. Więc ona lata od dzieciaków, do sprzątania, do obiadu i znów do dzieci.  I tak w kółko. Rozmawia cały dzień tylko z dziećmi. Ześwirować można od tematu bajek, książeczek, gier. Potem Ty wracasz, ani me, ani be, ani nawet kukuryku. Siadasz, żresz obiad, potem tv i piwko, dzieci mają być cicho, słowem się do niej nie odezwiesz. Myjesz się, idziesz spać, a ona? Dzieciom kolacje robi, myje, usypia, pewnie jeszcze sprząta i dużo później od Ciebie się kładzie. Ustawiłeś się elegancko, tylko żonę i dzieci masz w dupie. Któregoś dnia wrócisz do pustego mieszkania. Zawsze znajdzie się ktoś, kto ją doceni, porozmawia i od czasu do czasu da odpocząć. Idź się weź za siebie chłopie.

Czasem w związkach bywa źle, są gorsze dni/tygodnie/miesiące. Trzeba przetrwać i przeczekać.

O ile mnie pamięć nie myli w związkach chodzi m.in. o porozumienie, zrozumienie i współpracę, więc dlaczego Pani X nie wpadnie na pomysł, że Pan X po pracy może być faktycznie zmęczony i że chce odpocząć? A no dlatego, że Pan X też ma w dupie, że Pani X po całym dniu spędzonym na zajmowaniu się domem, dziećmi i dość często pracą też może być zmęczona! Ludzie rozmowa nie boli, kompromis też. Niech Pani X raz w tygodniu da Panu X wychodne (nie interesuje mnie czy faktycznie wyjdzie, czy zostanie i będzie pił piwsko oglądając mecz, czy co kto lubi), a Pan X zrewanżuje się tym samym Pani X (pora na maseczkę, zakupy z koleżankami, czy też babski wieczór lub książkę). Można? Można! Tylko trochę dobrej woli! Zawsze też można raz na parę tygodni (lub częściej) wykorzystać dziadków/znajomych z dziećmi i podrzucić im Spadkobierców DNA na jeden wieczór (noc byłaby wręcz wskazana) rewanżując się tym samym (opcja znajomi z dziećmi).

Irytuje mnie brak komunikacji w związkach z długim stażem. Brak zrozumienia, porozumienia, dobrych chęci i kompromisów jeszcze bardziej.

Nie ma, że boli.

5 komentarzy:

  1. A my nasz związek przegadaliśmy na śmierć. 72h przerzucania się wartościowymi argumentami i zero consensusu.
    Ale u mnie to inna bajka. Tylko fakt - ludziom się gadać nie chce, a rozmowa to pół sukcesu.
    Napisz notkę o "przesadzasz";]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty wiesz, ze jest to dobry pomysł. Tylko przykładów jakoś brak aktualnie. Poczekam, aż mi któreś przyjdzie się wyżalić, może akurat. ;)

      Usuń
  2. Szkoda tylko, że zamiast porozmawiać szczerze ze sobą, większość osób woli pójść do osób trzecich. Fajnie, nawet bardzo jest się komuś wygadać, ale czasami lepiej porozmawiać z drugą połówką - jeśli to nie skutkuje, wtedy poradzić się osoby trzeciej... A potem niestety, brak dogadania często skutkuje rozstaniem

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wiesz, ja ma specyficznych znajomych. Na początku nawet mówiłam "idź pogadaj, jak to nic nie da to przyjdź"- z tego wynikały tylko większe kłótnie i nieporozumienia. Nauczyłam się już, że ich samych nie wolno zostawić, bo się prędzej pozabijają niż dogadają.
      I to nie jest tylko jedna para... :/

      Usuń
  3. Nie którzy wolą nie dojść do porozumienia I odejść tak jest łatwiej niż pogadać i narzekać ale ja też narzekam ,potrafię zjeb*** I.co mi.ma.sercu leży powiedzieć M są ciche dni ale ROZMOWA skutkuje: )

    OdpowiedzUsuń